Słuchawki bezprzewodowe Platinet PM1080 pokazują, że w stosunkowo niskiej cenie możemy mieć całkowicie bezprzewodowe słuchawki wyglądające całkiem elegancko. Oprócz tego jest to model wyposażony w etui będące jednocześnie stacją ładującą co zapewnia łatwe ładowanie, gdy nie słuchamy muzyki. Jednak jak taki zestaw sprawdza się w praktyce? Co trzeba wiedzieć o tym sprzęcie? Czy Platinet PM1080 to słuchawki godne polecenia? Tego dowiecie się z tej recenzji.
Platinet PM1080 to całkowicie bezprzewodowe słuchawki, które łączą się z urządzeniami za pośrednictwem Bluetooth. Są one małe i lekkie, wyglądają estetycznie i o dziwo – grają zaskakująco dobrze!
Słuchawki wykonane są z tworzywa sztucznego i w każdej z nich znajdziemy po jednym przycisku oraz diodzie LED. Przycisk służy do włączenia urządzenia, a także zatrzymywania muzyki (jedno kliknięcie) przełączanie utworów dalej (dwa kliknięcia) lub cofanie do poprzedniego (dłuższe przytrzymanie)
Dioda informuje o połączeniu z urządzeniem (niebieski kolor) lub słabym poziomie naładowania (kolor czerwony). Trochę te diody są dla mnie zbędne i wyglądają z lekka dziwnie. Słuchając muzyki cały czas świecą się na jeden z kolorów, co szczególnie rzuca się w oczy, gdy zrobi się nieco ciemniej. Zauważyłem kilka razy, że jadąc komunikacją miejską ludzie starają się kątem oka zobaczyć co mam w uchu, co, według mnie, jest też sprawką widocznego podświetlenia.
Z drugiej strony słuchawek mamy gumkę wkładaną do ucha (jak na słuchawki dokanałowe przystało), w zestawie dostajemy trzy różnej wielkości gumki, więc raczej każdy powinien dopasować je do swoich potrzeb. Oprócz gumki z tej strony są jeszcze dwa piny, które podłączamy do ładowarki.
Etui – ładowarka
A jeśli chodzi o ładowarkę to jest nią… etui. Wykonane zostało z metalu i wyposażono je w miejsce na dwie słuchawki oraz złącze microUSB do ładowania. Etui ma bowiem wbudowany akumulator o pojemności 1500 mAh. Ma to wystarczyć, według producenta, na 10 pełnych cyklów ładowania obu słuchawek.
Trochę jest to przekoloryzowane, szczególnie biorąc już pod uwagę pojemność baterii słuchawek. Każda z nich ma po 85 mAh, co łącznie daje 190 mAh. Jeśli dobrze pamiętam matematykę z podstawówki to chcąc naładować 10-krotnie obie słuchawki potrzebujemy 1900 mAh. A 1500 nie jest równe 1900 ;).
Z innych informacji odnośnie baterii warto powiedzieć, że pełny cykl ładowania słuchawek trwa jedną godzinę, z kolei etui z powerbankiem dwie. Jedno naładowanie wystarcza, według producenta, na 5-6 godzin słuchania muzyki z jednej słuchawki lub 4-5 godzin w trybie stereo, korzystając z dwóch słuchawek jednocześnie. Znów licząc wychodziłoby, że przy tych założeniach słuchawki powinny zapewniać od 40 do 50 godzin odtwarzania muzyki w trybie stereo wykorzystując cała energię z etui.
Działanie
Tak to prezentuje się w teorii, a co na to praktyka? Ciągle słuchając muzyki zazwyczaj słuchawki wytrzymywały faktycznie około 4 godzin. Podliczając jednak cały czas odtwarzania dźwięków po doładowywaniu słuchawek dołączonym powerbankiem wychodziło, że cała zgromadzona energia pozwalała na jakieś 32-34 godziny słuchania muzyki. Są to według mnie i tak bardzo dobre czasy, ale nieco dobiegające od zapewnień producenta.
Z technicznych rzeczy dodam jeszcze, ze słuchawki są wyposażone w moduł Bluetooth 4.2 CSR ze wsparciem dla profili A2DP i AVRCP. Według zapewnień producenta pozwala to na dobre działanie urządzeń w odległości do 15 metrów. Taki wynik jest jednak możliwy tylko na otwartej przestrzeni, bez zakrywania żadnego z urządzeń.
W praktyce jednak to trochę słabiej wygląda, ponieważ pojawiają się czasem jakieś zakłócenia. Szczególnie, jak telefon włożymy do kieszeni, a na głowę założymy czapkę, to dźwięki co jakiś czas przerywały. Taki problem pojawiał się w większości testowanych ze słuchawkami smartfonów – jeśli o żadnym nie zapomniałem, to sprawdzałem działanie z 16 urządzeniami.
Na dłuższą metę takie przerywanie dźwięku bywa irytujące i szkoda, że nie działa to perfekcyjnie. Szczególnie, że jakość dźwięku, jak na tą cenę, jest naprawdę bardzo dobra! Muzyka wydobywająca się ze słuchawek jest głośna i z ładną głębią. Na jakość dźwięków szczerze mówiąc nie ma co narzekać.
Słuchawki wspierają jeszcze technologię cVc 6.0, która redukuje szumy i pozwala wygłuszyć się od otoczenia. Mamy też mikrofon do rozmów, aczkolwiek mam wrażenie, że jest on trochę za cichy, bo nie zawsze osoba po drugiej stronie mnie rozumiała. Oczywiście mając czapkę na głowie o rozmowie przez te słuchawki można zapomnieć.
Podsumowanie
Platinet PM1080 to sprzęt oferujący sporo w stosunkowo niskiej ceny. Zapewnia nam wiele godzin odtwarzania wysokiej jakości muzyki, jest wykonany starannie, a jego wygląd jest elegancki i stonowany. Do tego mamy świetne etui będące jednocześnie powerbankiem oraz nieźle działające wygłuszenie od otoczenia.
Niestety pojawiają się dwie wady, które nieco psują wizerunek idealnych bezprzewodowych słuchawek. Pierwszą z nich są cały czas podświetlające się diody, które w uchu wyglądają trochę dziwacznie. Jednak może jest to kwestia przyzwyczajenia i nie każdy będzie zwracał na to uwagę.
Druga wada jest nieco poważniejsza i dotyczy łączności bezprzewodowej. Mam tu na myśli to, że trzymając telefon w kieszeni i mając założoną zimową czapkę na głowie (rzecz jasna zakrywając też uszy ze słuchawkami) dźwięk notorycznie przerywa i pojawiają się zakłócenia. Szkoda, że ten moduł Bluetooth nie jest jednak nieco mocniejszy.
Nie mniej uważam, że Platinet PM1080 to słuchawki warte uwagi. Za cenę wynoszącą około 140 złotych nie znajdziemy żadnego lepszego tego typu sprzętu, dlatego mogę Wam polecić ten sprzęt. Jednak z zastrzeżeniem, że w okresie zimowo-czapkowym słuchawki nie będą działały perfekcyjnie.
A co Wy myślicie o Platinet PM1080? Kupilibyście taki zestaw? Czy może uważacie to za zbędny bajer? Jestem ciekaw Waszej opinii.